Zawsze bardzo chciałam odwiedzić kwitnącą wiśnią Japonię, aby zobaczyć na własne oczy i doświadczyć tak bardzo rozpoznawalny i wszechobecny symbol Japonii- kwitnącą wiśnię.
W tym roku zamiast Japonii, sfotografowałam kwitnące na różowo, jedno z najpiękniejszych miast na świecie- Edynburg. Stolicę Szkocji. Moje miasto 🙂 My też mamy kwitnące wiśnie, które są pierwszym symbolem królującej wiosny, po równie wszechobecnych żonkilach. Tylko, że te ostanie pojawiają się wcześniej, już na początku marca i ogłaszają nadejście wiosny, słońca i nadzieji, a panoszą sie po prostu wszędzie.
Zapraszam na przechadzkę po Różowym Edynburgu. Zdjęcia zostały zrobione w różnych częściach miasta, oraz w Edynburskim Ogrodzie Botanicznym. Zapraszam również na przepis na kotleciki z łososia i ziemniaków, czyli popularne na wyspach „fiszkejki”, krótko mówiąc kotleciki z rybą. Postanowiłam dodać ten przepis, chociaż nie jest różowy. Ale łosoś jest różowy i szkocki….
Wszystko zaczyna się późnym kwietniem i trwa do końca maja. Drzewa najpierw powoli pokrywają się kwiatami, kiedy na drzewie nie ma jeszcze liści. Gałęzie wręcz uginają sie pod naporem i ilością kwiatów, tworząc genialnie kolorystyczny i wizualny efekt. Gołe brązowe gałęzie oblepione niezliczoną ilościa małych różowych kwiatuszków. Liście pojawiają się na końcu. Tak prosto i mądrze mogła to tylko wymyśleć natura, jakby dając nam czas, żeby nacieszyć sie kwiatami. Potem pokrywa wszystkie drzewa liśćmi. Ale zanim drzewa pokryją sie liśćmi, jest jeszcze jedna niespodzianka. Doświadczyć tego można tylko w wietrzny, ale słoneczny dzień. Kiedy wieje wiatr, strąca płatki kwiatów, a te wirują w słońcu, aż w końcu opadają na ulice, tworząc kwiatowe dywany. Jest ich tak dużo, że można pomyśleć, że pada śnieg, a świecące słońce tylko potęguje efekt. Proste a takie piękne 🙂
Dożo więcej zdjęć z sesji ” Around pink Edinburgh” można obejrzeć na moim koncie Flickr.
Do niedawna nigdy nie jadłam „fiszkejków”. Jakoś nie kusiło mnie coś, co brzmi jak „ciastko rybne”. Jednak pewnego dnia, gościła mnie jedna z moich szkockich przyjaciółek. W menu był haggis, fiszkejki i szkockie piwo Ale. Moja przyjaciółka niestety przypaliła kotleciki i postanowiła ich nie podawać gościom. Po domu jednak rozniósł sie taki aromat, który spowodował, że wpadłam do kuchni i nie przejmując się protestami gospodyni, złapałam i zjadłam z wielkim smakiem porządnie przypieczonego fiszkejka. Smażony był na niewielkiej ilości tłuszczu na dobrej jakości żeliwnej patelni, Stąd ten zapach. Przypomniał mi ziemniaki puree smażone w moim domu. Tak smażone. Kiedyś o tym napiszę.
Przepis na około 10-12 małych kotlecików:
500 g ugotowanych i ugniecionych ziemniaków (około 4 średnie sztuki)
230 g surowego łososia
płaska łyżeczka soli
świeżo mielony pieprz do smaku
2 łyżeczki soku z cytryny
kilka łyżek oleju do smażenia
kwaśna śmietana 18%, majonez domowy, kapary, dodatkowo kilka plasterków cytryny, zielona pietruszka
Ugotowane, wystudzone ziemniaki umieścić w większej misce. Łososia bez skóry pokroić na mniejsze kawalki ( mniej więcej centymetrowe). Wymieszać z ziemniakami, dodać sok z cytryny, sól i pieprz. Rozgrzać dobrze patelnię, wlać 2- 3 łyżki oleju, tylko tyle aby przykryć dno. Formować małe kotlety i smażyć na dość dużym ogniu. Żeby osiagnąć efekt chrupiącej skórki, smażyć powoli i dłużej na średnim ogniu. Około 5 minut z każdej strony.
2 łyżki śmietany wymieszać z łyżką domowego majonezu, dodać kilka kropli cytryny i wymieszać wszystko z kaparami, posypać zieloną pietruszką lub kiełkami. Pyszności.
I tak zaczełam jeść fish cakes.
Skomentuj